Cameron, trzymał coś w ręce. Uniósł dłoń nad głowę, razem z tajemniczym przedmiotem. To był pamiętnik. Jej pamiętnik. Na twarzy chłopaka pojawił się uśmiech. Przerażający uśmiech. Cameron otworzył dziennik.
I zaczął czytać.
Usłyszałam krzyk. Mój krzyk.
W momencie do pokoju wpadają mama i Dallas. Ja zaczynam płakać.
- Kochanie! Kochanie, co się stało? - Mama głaska mnie uspokajająco po głowie. Dallas parska śmiechem. Mama gromi ją wzrokiem. - Dallas, myszko, idź do łóżka. Już. - Mówi głosem nieznoszącym sprzeciwu. Moja siostra wychodzi, a rodzicielka patrzy na mnie pytającym spojrzeniem.
- T...to tylko s-sen. N-nie martw s-się. - Próbuję się uśmiechnąć, ale niezbyt mi to wychodzi. Mama całuje mnie w czoło i szepcze ''Kocham cię''. Opuszcza pokój.
Wychodzę z łóżka i szybko przeskakuję do łazienki. Patrzę na siebie w lustrze. Nie jestem brzydka. Nigdy nie byłam. Nie jestem też idealna, jestem zwyczajna. Nie wiem dlaczego on nazwał mnie ''pięknością'', raczej nie jestem w jego guście. Raczej. A zresztą? Co mnie to interesuje. Nie szukam chłopaka. Szukam tylko świętego spokoju. Pamiętam słowa Lily, na naszym ostatnim spotkaniu przed moim wyjazdem: ''Jedź i znajdź to cholerne szczęście. Bo na nie zasługujesz, rozumiesz?''. Lily, nie. To ty nie rozumiesz. Szczęścia nie ma. Zostało zniszczone. Na zawsze. Wzdycham i wychodzę z łazienki by położyć się spać. Jutro mam pierwszą zmianę.
***
Budzę się. Zaraz! Przecież nie słyszałam budzika... Patrzę na zegar: 9.37. CHOLERA! O 8.30 miałam być w pracy. Wczoraj prawie wyleciałam, więc pewnie dzisiaj mogę się żegnać z pracą. Taa, szczęście. Masz Lily, to twoje cholerne szczęście. Wyciągam z szafy ciuchy i bieliznę. Pędzę do łazienki. Potem pomyślę jak się dostanę do pracy.
Jestem w barze. Szybko truchtam w stronę biura pana Mallow. Boję się. Mama mnie zabije jeśli stracę tą pracę. Biorę głęboki oddech. I wchodzę.
- Dzień dobry. Ja... - mówię. Zaraz chyba zemdleję z nerwów.
- Dzień dobry... Chociaż ja wiem czy taki dobry? To twój pierwszy dzień, a ty już się spóźniasz.
- J-ja... ja wiem, ale... - ucisza mnie.
- Wczoraj to zamieszanie z panem Bieberem. Jednak nie winię cię za tamto, wiem jaki jest Justin...
- Justin?
- Oh... nie przedstawił ci się? Tak ma na imię, ale przejdźmy do konkretów. Tamta wpadka niech przejdzie w niepamięć, a i dzisiejszy dzień ci daruję. Pierwsze dni zawsze są najtrudniejsze. - Kamień spada mi z serca. Mam ochotę skakać i piszczeć ze szczęścia.
- Dziękuję. Naprawdę bardzo dziękuję. To ja już pójdę, mogę nawet zostać dłużej...
- Nie ma takiej potrzeby. Idź już. - Uśmiecha się i ja się uśmiecham. Mówię ''Do widzenia'' i wychodzę.
Dzisiaj czas pędzi podobnie jak wczoraj. Wolno. Wlecze się niemiłosiernie, a ja uświadamiam sobie, że gdyby szef kazał mi zostać dłużej w pracy, chyba bym umarła. Jednak ostatnio mam ochotę umrzeć więc to nie zrobiłoby większej różnicy. Do lady podchodzi jakiś totalnie pijany facet. Krzywię się. Śmierdzi od niego alkoholem i papierosami. Nienawidzę tego i tego. Okropność.
- E! Maleńka... po... podaj jeszcze jedno piw... piwko. - Odzywa się, a mnie mdli.
- Przykro mi. Osobom nietrzeźwym alkoholu nie sprzedajemy.
- C... co ty po... powiedziaa? Zapłace ci... o tak... - wykonuje niecenzuralny gest rękoma.
- Proszę wyjść. Albo zawołam ochronę. - Mówię ostro, ale spokojnie.
- E! Nie bądź taka... no e, z... zgódź się. - Uśmiecha się obleśnie, a ja przyłapuję się na tym, że wpatruję się w drzwi i chcę żeby wszedł tu Bieber. Ale co on niby miałby zrobić? I o czym ja w ogóle myślę. Nawet jeśliby wszedł to pewnie stałby tylko, patrzył się i śmiał. Bo czego więcej można oczekiwać po facetach?
- Proszę wyjść, powiedziałam. Albo wołam ochronę. Ma pan ostatnią szansę. - Ale on ma w dupie moje słowa. Wygodnie rozsiadł się na krześle. I szczerzy się jak głupi do sera. Jest dopiero po jedenastej... Co on niby będzie robić cały dzień pijany? Ach no tak! Demi, ale ty jesteś głupia! On będzie dalej chlał...
- Ochrona. - Wołam i patrzę jak do sali wchodzi barczysty facet i wyciąga pijaka na zewnątrz. Wzdycham i opieram się o ladę. Mam kompletnie dość. Chcę do domu. Dlaczego mama się uparła bym poszła do pracy? Jaki to ma sens. To niczego nie ułatwia. Na pewno nie zdobędę tak znajomych.
Przypominam sobie mój sen i pamiętnik. Miewałam gorsze koszmary. Śmierć rodziców, Lily. Prześladowania. Jednak nic tak bardzo mnie nie przestraszyło jak to, że Cameron, czy ktokolwiek inny, mógłby przeczytać mój pamiętnik. Tam jest moje całe życie. Ten pamiętnik to moje całe życie. Są tam sekrety, których nawet Lily nie zna. Chyba każdy ma potrzebę wygadania się komuś, ja się boję, więc przelewam swoje najskrytsze myśli na papier. Czuję się w jakiś sposób połączona z nim. On mnie rozumie. Doskonale rozumie. Ale kto mógłby go wziąć? Mama nigdy by nie naruszyła mojej prywatności, tata z resztą też. Dallas? Możliwe, ale moje życie ją nie interesuje. Nie wiem, nie ważne kto go wziął. Ważne, że zniknął.
O dziwo temat pamiętnika szybko umyka z mojego umysłu, a na jego miejsce staje Bieber. Muszę przyznać, że ten chłopak jest intrygujący. Jest arogancki, ale jednocześnie całkiem miły. Irytujący, ale te kilka chwil w jego towarzystwie były nawet przyjemne. Nie napawa mnie taką odrazą jak większość ludzi. Ten chłopak jest dla mnie zagadką, a ja mam ochotę ją rozwiązać. Nie... Nie, nie mogę tak. To kompletnie nie w moim stylu. Wzdycham i powracam do rzeczywistości.
Do końca zmiany nie było żadnych klientów. Zdejmuję z siebie fartuch i schodzę na zaplecze by wziąć swoje rzeczy. Wychodzę z baru i kieruję się w stronę domu. Gdy idę spuszczam głowę. Wiem, że przez to nie stanę się niewidzialna, ale tak mi lepiej. Przechodzę koło parku. Postanawiam tam posiedzieć, ale wcześniej grzebię w torebce w poszukiwaniu długopisu. I jest. Znalazłam. Podchodzę jeszcze do budki z hot-dogami i kupuję sok w tekturowym kubku. Przypominam sobie drogę do niedawno odkrytego miejsca. Idę w tamtą stronę. W drodze wylewam całą zawartość kubeczka, ale pierwsze upijam łyk.
Idąc wspominam czasy kiedy mieszkałam w Anglii. Pamiętam jak myślałam, że jestem największą szczęściarą na Ziemi. Byłam taka radosna i beztroska. Pamiętam te wszystkie dni spędzone u jego boku, kiedy wmawiałam sobie, że będziemy razem do końca życia. Było to jedno wielkie słodkie kłamstwo. Kłamstwo, które jednocześnie uwielbiam jak i nienawidzę. Byłam jak księżniczka w mydlanej bańce. Nieświadoma tego co dzieje się wokół niej. Może taka niewiedza jest dobra, może warto być w takim stanie. Nienawidzę tego, że w jakimś momencie tą bańkę w której żyjemy ktoś przebija. Prędzej czy później. Szok i ból jest wtedy nie do zniesienia. Jednak może warto poznać czasami gorzki smak życia. Kiedyś trzeba się nauczyć, że życie to nie bajka. Jestem tego świadoma, ale jakaś część mnie nie chce tego zrozumieć. Nie wiem czy zaakceptowałam swoje życie, chyba tylko się do niego przyzwyczaiłam. Nienawidzę kłamstwa, wolę prawdę choćby nie wiem jak okrutna była. Jest wiele osób, które przez los zostały zranione bardziej ode mnie. Oszukał mnie chłopak... Przecież to nic wielkiego. Miliony nastolatek na całym świecie przeżyło to samo. Wiem, ale ta słodka nieświadomość, ta bańka w której byłam zamknięta, to przez nie ten ból uderzył we mnie ze zdwojoną siłą. A ja skryta w swoim świecie nie znałam czegoś takiego jak smutek, cierpienie. Nienawidzę swojej matki za to, że nie zrobiła żadnej luki w bańce i nie powiedziała: ''Uważaj Demi, kiedyś ktoś pozbawi cię twojego królestwa, a wtedy zostaniesz zraniona. Przygotuj się na to.'' Ale ja również nie jestem bez winy. Bo to w większości moja wina.
Gdy dochodzę na miejsce, zauważam postać opierającą się o drzewo. Mam zamiar cicho się wycofać, jednak to mi się nie udaje. Tajemnicza osoba odwraca się, a ja ją poznaje. To Bieber.
- Co tu robisz? - Pytam zdziwiona. A dzień zapowiadał się tak dobrze...
- O to samo mógłbym zapytać ciebie. - Mówi całkowicie poważnie, a we mnie zbiera się strach. Poznałam go jako takiego typowego wesołka. Nie sądzi... Mam ochotę przyłożyć sobie ręką w twarz. Helou Dems... Ludzie też mają uczucia, choć nie zawsze. Przecież on ma prawo być zdenerwowany.
- Przyszłam sobie posiedzieć i odpocząć po pracy... Dzień dobry... - Postanawiam zachować resztki kultury i witam się. Lepiej późno niż wcale.
- Czy ja wiem czy taki dobry. - Odwraca się do mnie i patrzy na rozciągający się krajobraz. - Nie siadasz? - Wzruszam ramionami i zajmuję miejsce koło niego. Zapada uciążliwa cisza. I ciągnie się tak przez dobre kilka minut, aż w końcu postanawiam ją przerwać.
- A ciebie? - Patrzy na mnie pytająco. - Co tu sprowadza?
- Cisza. Lubię ciszę.
- Jakoś wczoraj na to nie wyglądało. Szedłeś wczoraj w nocy z przyjaciółmi. Byliście dość głośno. - Wspominam.
- Jakimi tam przyjaciółmi? Nie ma czegoś takiego jak przyjaźń, miłość czy cokolwiek w tym stylu. - Mam ochotę zaprzeczyć jednak tego nie robię bo w większości się z nim zgadzam.
- Tak sobie myślę i chyba masz rację, chociaż może nie do końca. Może istnieje taka namiastka przyjaźni. Może to nazywa się zaufanie?
- Może... Ale chyba mnie nigdy nic takiego nie spotkało. A ciebie? Pewnie masz przyjaciół, chłopaka, kochającą rodzinę i masz chcesz mi zrobić kazanie, że to jest najpotę...
- Nie. Nie chcę. Bo mnie też to nie spotkało. - Odwraca się i patrzy mi w oczy, a jego wzrok mówi ''Naprawdę?'' - Tak, mówię serio. Mam jedną osobę, której ufam całkowicie. Nie wiem czy mogę to nazwać przyjaźnią. Nie mam pewności czy to działa w obie strony. Nie wierzę w miłość, nie ma czegoś takiego. Przynajmniej nie dla mnie. Chyba na to nie zasługuję.
- Nie bardziej niż ja. Nawet gdyby istniała, nie pozwoliłbym sam sobie na to. Nigdy. Nic nie naprawi tego co zrobiłem. - Podciąga kolana pod brodę i szepcze sam do siebie. Ja jednak doskonale to słyszę. - Jestem cholernym dupkiem. Nie zasługuję na nic... - Mówi głośniej, już do mnie. - A ty? Dlaczego? Dlaczego niby ciebie to nie spotkało...?
- Chłopak. - Śmieję się z histerycznie z siebie. Matko jak to brzmi. - Długa i beznadziejna historia. Jak każda. Zgaduję, że nie chcesz jej słuchać.
- Chętnie posłucham czegokolwiek, ale chyba ty nie chcesz mi tego zdradzać. Prawda? - Pokazuje ten swój figlarny uśmiech, który muszę przyznać polubiłam.
- Opowiem ci, jeśli ty opowiesz mi...
- To nici z opowieści. - Uśmiech znika z jego twarzy. Zastępuje go śmiertelna powaga.
- Będzie taki dzień, kiedy mi to opowiesz. - Czuję narastającą falę radości. Pierwszy raz od bardzo długiego czasu czuję się pewnie i swobodnie. Nawet przy Lily tak nie miałam.
- Skąd wiesz, że będzie? - Pyta, a ja wstaję. Pora iść do domu. Koniec tego dobrego. Nie powinnam.
- Po prostu to wiem. - I odchodzę. Zostawiam go samego ze swoimi myślami. A ja na powrót zamykam się w sobie.
- Dzień dobry. Ja... - mówię. Zaraz chyba zemdleję z nerwów.
- Dzień dobry... Chociaż ja wiem czy taki dobry? To twój pierwszy dzień, a ty już się spóźniasz.
- J-ja... ja wiem, ale... - ucisza mnie.
- Wczoraj to zamieszanie z panem Bieberem. Jednak nie winię cię za tamto, wiem jaki jest Justin...
- Justin?
- Oh... nie przedstawił ci się? Tak ma na imię, ale przejdźmy do konkretów. Tamta wpadka niech przejdzie w niepamięć, a i dzisiejszy dzień ci daruję. Pierwsze dni zawsze są najtrudniejsze. - Kamień spada mi z serca. Mam ochotę skakać i piszczeć ze szczęścia.
- Dziękuję. Naprawdę bardzo dziękuję. To ja już pójdę, mogę nawet zostać dłużej...
- Nie ma takiej potrzeby. Idź już. - Uśmiecha się i ja się uśmiecham. Mówię ''Do widzenia'' i wychodzę.
Dzisiaj czas pędzi podobnie jak wczoraj. Wolno. Wlecze się niemiłosiernie, a ja uświadamiam sobie, że gdyby szef kazał mi zostać dłużej w pracy, chyba bym umarła. Jednak ostatnio mam ochotę umrzeć więc to nie zrobiłoby większej różnicy. Do lady podchodzi jakiś totalnie pijany facet. Krzywię się. Śmierdzi od niego alkoholem i papierosami. Nienawidzę tego i tego. Okropność.
- E! Maleńka... po... podaj jeszcze jedno piw... piwko. - Odzywa się, a mnie mdli.
- Przykro mi. Osobom nietrzeźwym alkoholu nie sprzedajemy.
- C... co ty po... powiedziaa? Zapłace ci... o tak... - wykonuje niecenzuralny gest rękoma.
- Proszę wyjść. Albo zawołam ochronę. - Mówię ostro, ale spokojnie.
- E! Nie bądź taka... no e, z... zgódź się. - Uśmiecha się obleśnie, a ja przyłapuję się na tym, że wpatruję się w drzwi i chcę żeby wszedł tu Bieber. Ale co on niby miałby zrobić? I o czym ja w ogóle myślę. Nawet jeśliby wszedł to pewnie stałby tylko, patrzył się i śmiał. Bo czego więcej można oczekiwać po facetach?
- Proszę wyjść, powiedziałam. Albo wołam ochronę. Ma pan ostatnią szansę. - Ale on ma w dupie moje słowa. Wygodnie rozsiadł się na krześle. I szczerzy się jak głupi do sera. Jest dopiero po jedenastej... Co on niby będzie robić cały dzień pijany? Ach no tak! Demi, ale ty jesteś głupia! On będzie dalej chlał...
- Ochrona. - Wołam i patrzę jak do sali wchodzi barczysty facet i wyciąga pijaka na zewnątrz. Wzdycham i opieram się o ladę. Mam kompletnie dość. Chcę do domu. Dlaczego mama się uparła bym poszła do pracy? Jaki to ma sens. To niczego nie ułatwia. Na pewno nie zdobędę tak znajomych.
Przypominam sobie mój sen i pamiętnik. Miewałam gorsze koszmary. Śmierć rodziców, Lily. Prześladowania. Jednak nic tak bardzo mnie nie przestraszyło jak to, że Cameron, czy ktokolwiek inny, mógłby przeczytać mój pamiętnik. Tam jest moje całe życie. Ten pamiętnik to moje całe życie. Są tam sekrety, których nawet Lily nie zna. Chyba każdy ma potrzebę wygadania się komuś, ja się boję, więc przelewam swoje najskrytsze myśli na papier. Czuję się w jakiś sposób połączona z nim. On mnie rozumie. Doskonale rozumie. Ale kto mógłby go wziąć? Mama nigdy by nie naruszyła mojej prywatności, tata z resztą też. Dallas? Możliwe, ale moje życie ją nie interesuje. Nie wiem, nie ważne kto go wziął. Ważne, że zniknął.
O dziwo temat pamiętnika szybko umyka z mojego umysłu, a na jego miejsce staje Bieber. Muszę przyznać, że ten chłopak jest intrygujący. Jest arogancki, ale jednocześnie całkiem miły. Irytujący, ale te kilka chwil w jego towarzystwie były nawet przyjemne. Nie napawa mnie taką odrazą jak większość ludzi. Ten chłopak jest dla mnie zagadką, a ja mam ochotę ją rozwiązać. Nie... Nie, nie mogę tak. To kompletnie nie w moim stylu. Wzdycham i powracam do rzeczywistości.
Do końca zmiany nie było żadnych klientów. Zdejmuję z siebie fartuch i schodzę na zaplecze by wziąć swoje rzeczy. Wychodzę z baru i kieruję się w stronę domu. Gdy idę spuszczam głowę. Wiem, że przez to nie stanę się niewidzialna, ale tak mi lepiej. Przechodzę koło parku. Postanawiam tam posiedzieć, ale wcześniej grzebię w torebce w poszukiwaniu długopisu. I jest. Znalazłam. Podchodzę jeszcze do budki z hot-dogami i kupuję sok w tekturowym kubku. Przypominam sobie drogę do niedawno odkrytego miejsca. Idę w tamtą stronę. W drodze wylewam całą zawartość kubeczka, ale pierwsze upijam łyk.
Idąc wspominam czasy kiedy mieszkałam w Anglii. Pamiętam jak myślałam, że jestem największą szczęściarą na Ziemi. Byłam taka radosna i beztroska. Pamiętam te wszystkie dni spędzone u jego boku, kiedy wmawiałam sobie, że będziemy razem do końca życia. Było to jedno wielkie słodkie kłamstwo. Kłamstwo, które jednocześnie uwielbiam jak i nienawidzę. Byłam jak księżniczka w mydlanej bańce. Nieświadoma tego co dzieje się wokół niej. Może taka niewiedza jest dobra, może warto być w takim stanie. Nienawidzę tego, że w jakimś momencie tą bańkę w której żyjemy ktoś przebija. Prędzej czy później. Szok i ból jest wtedy nie do zniesienia. Jednak może warto poznać czasami gorzki smak życia. Kiedyś trzeba się nauczyć, że życie to nie bajka. Jestem tego świadoma, ale jakaś część mnie nie chce tego zrozumieć. Nie wiem czy zaakceptowałam swoje życie, chyba tylko się do niego przyzwyczaiłam. Nienawidzę kłamstwa, wolę prawdę choćby nie wiem jak okrutna była. Jest wiele osób, które przez los zostały zranione bardziej ode mnie. Oszukał mnie chłopak... Przecież to nic wielkiego. Miliony nastolatek na całym świecie przeżyło to samo. Wiem, ale ta słodka nieświadomość, ta bańka w której byłam zamknięta, to przez nie ten ból uderzył we mnie ze zdwojoną siłą. A ja skryta w swoim świecie nie znałam czegoś takiego jak smutek, cierpienie. Nienawidzę swojej matki za to, że nie zrobiła żadnej luki w bańce i nie powiedziała: ''Uważaj Demi, kiedyś ktoś pozbawi cię twojego królestwa, a wtedy zostaniesz zraniona. Przygotuj się na to.'' Ale ja również nie jestem bez winy. Bo to w większości moja wina.
Gdy dochodzę na miejsce, zauważam postać opierającą się o drzewo. Mam zamiar cicho się wycofać, jednak to mi się nie udaje. Tajemnicza osoba odwraca się, a ja ją poznaje. To Bieber.
- Co tu robisz? - Pytam zdziwiona. A dzień zapowiadał się tak dobrze...
- O to samo mógłbym zapytać ciebie. - Mówi całkowicie poważnie, a we mnie zbiera się strach. Poznałam go jako takiego typowego wesołka. Nie sądzi... Mam ochotę przyłożyć sobie ręką w twarz. Helou Dems... Ludzie też mają uczucia, choć nie zawsze. Przecież on ma prawo być zdenerwowany.
- Przyszłam sobie posiedzieć i odpocząć po pracy... Dzień dobry... - Postanawiam zachować resztki kultury i witam się. Lepiej późno niż wcale.
- Czy ja wiem czy taki dobry. - Odwraca się do mnie i patrzy na rozciągający się krajobraz. - Nie siadasz? - Wzruszam ramionami i zajmuję miejsce koło niego. Zapada uciążliwa cisza. I ciągnie się tak przez dobre kilka minut, aż w końcu postanawiam ją przerwać.
- A ciebie? - Patrzy na mnie pytająco. - Co tu sprowadza?
- Cisza. Lubię ciszę.
- Jakoś wczoraj na to nie wyglądało. Szedłeś wczoraj w nocy z przyjaciółmi. Byliście dość głośno. - Wspominam.
- Jakimi tam przyjaciółmi? Nie ma czegoś takiego jak przyjaźń, miłość czy cokolwiek w tym stylu. - Mam ochotę zaprzeczyć jednak tego nie robię bo w większości się z nim zgadzam.
- Tak sobie myślę i chyba masz rację, chociaż może nie do końca. Może istnieje taka namiastka przyjaźni. Może to nazywa się zaufanie?
- Może... Ale chyba mnie nigdy nic takiego nie spotkało. A ciebie? Pewnie masz przyjaciół, chłopaka, kochającą rodzinę i masz chcesz mi zrobić kazanie, że to jest najpotę...
- Nie. Nie chcę. Bo mnie też to nie spotkało. - Odwraca się i patrzy mi w oczy, a jego wzrok mówi ''Naprawdę?'' - Tak, mówię serio. Mam jedną osobę, której ufam całkowicie. Nie wiem czy mogę to nazwać przyjaźnią. Nie mam pewności czy to działa w obie strony. Nie wierzę w miłość, nie ma czegoś takiego. Przynajmniej nie dla mnie. Chyba na to nie zasługuję.
- Nie bardziej niż ja. Nawet gdyby istniała, nie pozwoliłbym sam sobie na to. Nigdy. Nic nie naprawi tego co zrobiłem. - Podciąga kolana pod brodę i szepcze sam do siebie. Ja jednak doskonale to słyszę. - Jestem cholernym dupkiem. Nie zasługuję na nic... - Mówi głośniej, już do mnie. - A ty? Dlaczego? Dlaczego niby ciebie to nie spotkało...?
- Chłopak. - Śmieję się z histerycznie z siebie. Matko jak to brzmi. - Długa i beznadziejna historia. Jak każda. Zgaduję, że nie chcesz jej słuchać.
- Chętnie posłucham czegokolwiek, ale chyba ty nie chcesz mi tego zdradzać. Prawda? - Pokazuje ten swój figlarny uśmiech, który muszę przyznać polubiłam.
- Opowiem ci, jeśli ty opowiesz mi...
- To nici z opowieści. - Uśmiech znika z jego twarzy. Zastępuje go śmiertelna powaga.
- Będzie taki dzień, kiedy mi to opowiesz. - Czuję narastającą falę radości. Pierwszy raz od bardzo długiego czasu czuję się pewnie i swobodnie. Nawet przy Lily tak nie miałam.
- Skąd wiesz, że będzie? - Pyta, a ja wstaję. Pora iść do domu. Koniec tego dobrego. Nie powinnam.
- Po prostu to wiem. - I odchodzę. Zostawiam go samego ze swoimi myślami. A ja na powrót zamykam się w sobie.
******************
********
Nareszcie jest. Bo kiedyś trzeba. Już nigdy nie słuchajcie mnie jak mówię, że rozdział będzie wcześniej. NIGDY.
Jestem wredną kłamczuchą... No dobra może nie do końca :3 Ale jestem strasznym leniwcem i zwlekam z wszystkim do ostatniej chwili... Ale to ten... Nie ważne...
Co do rozdziału... To jest najdłuższy rozdział jaki kiedykolwiek napisałam. Prawda jest taka, że większość tej notki była pisana jednego wieczoru... No to co ja robiłam cały miesiąc?! A co może robić Lamorożec? Grzać wyrko!
W rozdziale jest nadmiar słowa ''może'', ale nic nie poradzę na to, że tak uwielbiam to słowo. No bo nic nigdy nie wiemy czy na pewno tak jest. Więc to słowo tak magicznie oddaje sens... wszystkiego, o!
Dobrze, kończę tą swoją gadaninę. Wy możecie mnie zbić za moje lenistwo, a ja Was całuję i dziękuję, że jesteście Kochane ♥
NASTĘPNĄ NOTKĘ PISZE ANIA:)
(czyli Poziomeczka, ale ona pragnie by wołać na nią Ania c:)
CHCESZ BYĆ INFORMOWANY/A O NOWYCH ROZDZIAŁACH?
>> ZAKŁADKA "INFORMOWANI" <<
Pytania?
twitter.com/niepaczaj
Nieźle nieźle :) @KsiezniczkaJusa :)
OdpowiedzUsuńświetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńSuper <3
OdpowiedzUsuńfajny :)
OdpowiedzUsuńŚwietmy, uwielbiam to opowiadania :)
OdpowiedzUsuńŚwietny :)
OdpowiedzUsuńWreszcie *,*
OdpowiedzUsuńSzkoda że nie dodajesz częściej rozdziałów ale na takie ff warto czekać ♥
( http://forbidden-crystal.blogspot.com/ )
Jejku, wciągnelam się ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział czekam na nn :*
OdpowiedzUsuńCiekawe co skrywa Justin... xoxox
OdpowiedzUsuńFantastyczny. Kiedy następny? @VeronikaMiriam ♥
OdpowiedzUsuńCzekam na NEXT :*
OdpowiedzUsuńŚwietny, zapraszam do siebie: http://shes-confident-opowiadanie-o-jb.blogspot.com
OdpowiedzUsuńswietny!! jak mozesz to mnie informuj @avestylin
OdpowiedzUsuńKiedy nn.? Czekam czekam i się doczekać nie mogę... A prawda jest taka ze juz dluuuugo nie ma nowego.. xo
OdpowiedzUsuńBłagam i błagam Ankę, żeby wreszcie dodała rozdział, ale... nom. Postaram się, żeby był jak najszybciej! :)
UsuńJeju ♥♥♥
OdpowiedzUsuń